Wykaz tematów na stronie:
- Rejtan – czyli raport ambasadora
- Uroczystości Reytenowskie w Hroszówce dnia 21 maja 1928 roku
Wasze Wieliczestwo, na wstępie spieszę donieść:
Akt podpisany i po naszej myśli brzmi.
Zgodnie z układem wyłom w Litwie i Koronie
stał się dziś faktem, czemu nie zaprzeczy nikt.
Muszę tu jednak wspomnieć o gorszącej scenie,
której wspomnienie budzi we mnie żal i wstręt.
Zwłaszcza, że miała ona miejsce w polskim sejmie,
gdy podpisanie paktów miało odbyć się.
Niejaki Rejtan, zresztą poseł z Nowogrodu,
co w jakiś sposób jego krok tłumaczy mi,
z szaleństwem w oczach wszerz wyciągnął się na progu
i nie chciał wpuścić posłów w uchylone drzwi.
Koszulę z piersi zdarł, zupełnie jak w teatrze.
Polacy – czuły naród – dali nabrać się:
Niektórzy w krzyk, że już nie mogą na to patrzeć,
inni zdobyli się na litościwą łzę.
Tyle hałasu, trudno sobie wyobrazić!
Wzniesione ręce, z głów powyrywany kłak.
Ksiądz Prymas siedział bokiem, nie widziałem twarzy,
Evidemment nie było mu to wszystko w smak.
Ponińskij wezwał straż – to łajdak jakich mało,
do dalszych spraw polecam z czystym sercem go.
Branickij twarz przy wszystkich dłońmi zakrył całą,
Szczęsnyj-Potockij był zupełnie comme il faut.
I tylko jeden szlachcic stary wyszedł z sali,
przewrócił krzesło i rozsypał monet stos.
A co dziwniejsze, jak mi potem powiadali,
to też Potockij! (Ale całkiem autre chose).
Tak a propos jedna z dwu dam mi przydzielonych
Z niesmakiem odwróciła się wołając – Fu!
Niech ekscelencja spojrzy, jaki owłosiony!
(Co było zresztą szczerą prawdą entre nous).
Wszyscy krzyczeli, nie pojąłem ani słowa.
Autorytetu władza nie ma tu za grosz.
I bez gwarancji nadal dwór ten finansować,
to może znaczyć dla nas zbyt wysoki koszt.
Tuż obok loży, gdzie wśród dam zająłem miejsce,
szaleniec jakiś (niezamożny sądząc z szat)
trójbarwną wstążkę w czapce wzniósł i szablę w pięści -
zachodnich myśli wpływu niewątpliwy ślad!
Tak przy okazji – portret Waszej Wysokości
tam wisi, gdzie powiesić poleciłem go,
lecz z zachowania tam obecnych można wnosić
Że się nie cieszy wcale należytą czcią.
Król, przykro mówić, też nie umiał się zachować,
choć nadal jest lojalny, mogę stwierdzić to:
Wszystko co mógł – to ręce do kieszeni schować,
kiedy ten mnisi lis Kołłątaj judził go.
W tym zamieszaniu spadły pisma i układy.
,,Zdrajcy!” - krzyczano, lecz do kogo, trudno rzec.
Polityk przecież w ogóle nie zna słowa „zdrada”,
a politycznych obyczajów trzeba strzec.
Skłócony naród, król niepewny. Szlachta dzika
sympatie zmienia wraz z nastrojem raz po raz
Rozgrywka z nimi to nie żadna polityka,
to wychowanie dzieci, biorąc rzecz en masse.
Dlatego radzę – nim ochłoną ze zdumienia
tą drogą iść, nie grozi niczym to;
Wygrać, co się da wygrać! Rzecz nie bez znaczenia,
Zanim nastąpi europejskie qui pro quo!
1980
Uroczystości Reytenowskie w Hroszówce dnia 21 maja 1928 roku.
(Sprawozdanie delegata „Życia Szkoły”).
W piękny majowy dzień mknęliśmy rozklekotanym fordem po tłustej jak nowogródzka ziemia drodze, wiodącej z niezbyt uroczych Baranowicz
do oddalonej o 4 mile Hroszówki. Mijaliśmy piękne faliste okolice, przecinaliśmy zębate linie po większej części nie zasypanych jeszcze okopów, kłębowiska drutów kolczastych, rozwalone blindaże,
dwory zniszczone lub wznoszące się z gruzów powolną i wytrwałą pracą, wycięte w pień lasy, teraz jasną zielenią brzeźniaków świecące: cała tragedia tego kraju przesuwała nam się przed oczyma.
Widoki te nasuwały nam na myśli nawał wspomnień z czasów, gdy kraj ten był mlekiem i miodem płynący, gdy piękna ta ziemia usiana była bogatemi dworami, ośrodkami kultury i gniazdami polskości.
Teraz widzieliśmy zgliszcza, nieomal dymiące jeszcze, ruinę, zniszczenie i popioły.
Dojeżdżamy do Hroszówki. I znów nawał wspomnień. Dwór stoi, ale jakiś niepodobny do tego pięknego dworu sprzed wojny. Zniszczenie znać
na każdym kroku. A przecież dwór w Hroszówce ma jeszcze dach, ma drzwi, okna, podłogi i piece, jest mieszkalnym; a ileż to dworów zostało zupełnie zburzonych, z ziemią zrównanych, ile wznosi
jeszcze opalone mury, pustemi oczodołami okien płaczące nad własną ruiną, ile to ognisk kultury zgaszonych zostało brutalną stopą wojny. Wychodzimy na pole. Oko, przywykłe do widoku wieńca
przepięknych lasów, całą Hroszówkę okalających, a przez wojnę w pień wyciętych, dziś gubi się w niskiej linii zagajników, smutnych resztkach kniei, z których dziesiątki lat dawną puszczę
uformować zdołają.
Pod dawnym lasem, w odległości kilometra od dworu, na pagórku, panującym nad okolicą, stoi ładna gotycka kaplica. Zdziwienie nasze nie
ma granic, gdy widzimy staranność, porządek i estetykę otoczenia, gdy widzimy odnowione po wojnie mury, żadnym śladem pocisku nie spękane, dach z czerwonej dachówki, przez czas nie pokryty
jeszcze zielenią, ładne murowane ogrodzenie, utrzymane w gotyku, wewnątrz trawniki, kwiaty, krzewy. Ta pieczołowitość opieki nad kaplicą świadczy wymownie o żywem uczuciu tradycji, mającem
miejsce w sercach naszych gospodarzy. Wewnątrz biała i czysta kaplica tonie w zieleni jodełek i brzózek, majowe słońce, wpadając przez gotyckie okno, kładzie na kamiennej podłodze złote plamy,
a biały Chrystus na krzyku rozciągniętemi ramionami błogosławić zda się tej kaplicy, ludziom, co pomnik ten Bogu na cześć wystawili i całym kresom białoruskim, czerwonym kordonem okrutnie
rozdartym, których myśli i nadzieje tu w tej malej kaplicy zamknąć się mają dnia tego. Z zewnątrz kaplica i cale otoczenie zda się łopotać od flag narodowych, na wietrze
rozpostartych.
Zwolna pod bramą kaplicy poczyna zbierać się tłum ludzi ciekawych uroczystości, przybywają kolejno szkoły z Lachowicz i wsi
okolicznych, straż ogniowa, potem zajeżdżają sznurem bryczki i powozy, przywożące gości, potem nadciągają samochody z Baranowicz, wiozące delegatów, wreszcie pięknym autem nadjeżdża wojewoda
nowogródzki Beczkowicz, starosta Kulwiec i poseł Rdułtowski. Wszyscy przyjezdni oraz delegacje organizacyj miejscowych składają swe podpisy w pamiątkowym albumie, poczem zajmują miejsca w
Kaplicy. Trzy sztandary zdobią wnętrze świątyni: II Warszawskiej Drużyny Harcerskiej im. Tadeusza Reytana, szkoły lachowickiej i Straży Ogniowej z tegoż miasteczka.
Uroczystość rozpoczęła się poświęceniem kaplicy przez księdza dziekana Kaweckiego. Po mszy świętej następuje odsłonięcie pięknej
marmurowej tablicy Tadeusza Reytena z jego podobizną w płaskorzeźbie, ufundowanej przez jego stryjecznych praprawnuków w 7-mą rocznicę ratyfikacji pokoju ryskiego. Z kolei zostają odsłonięte
tablice Józefa Reytena, ostatniego z rodu, jego siostry hr. Grabowskiej, ich rodziców i dziada pułkownika Legionów Napoleońskich, Dominika Reytena. Odśpiewano „Boże, coś Polskę”, po czem
wygłoszono przemówienia. W przemowach powszechnie odczuwać się dawał żal z powodu rozdarcia ziem dawnej Rzeczypospolitej Polskiej.
Po ukończonych uroczystościach w kaplicy, zebrani goście oraz delegacje udali się na śniadanie do dworu. Chociaż wojna pozostawiła
wyraźne i smutne ślady wewnątrz domu, jednak szczera i serdeczna gościnność, okazana nam przez naszych gospodarzy, p. Alinę Reytenową i hr. Henryka Grabowskiego, wytworzyła tak nadzwyczaj miły
nastrój, że pozwolił zapomnieć o smutnych ramach, w których przyjęcie się odbywało.
Podczas śniadania przemówił hr. Grabowski. Witając zebranych, zaznaczył, iż uroczystość dzisiejsza jest właściwie drugim uczczeniem
przez rodzinę pamięci Tadeusza Reytena, gdyż pomnik, znajdujący się obecnie na plantach w Krakowie, powstał w 60-tych latach z fundacji Stefana Reytena, przedostatniego z rodu i został
przekazany przez jego syna Krakowowi w 80-tych latach wskutek tego, iż w ówczesnych warunkach politycznych nie mogło być mowy o wystawieniu go w Hroszówce.
Postanowieniem wysłania depesz hołdowniczych do władz Rzeczypospolitej zakończono zebranie.
H. Kieniewicz
„Życie Szkoły” nr 5, 1.VI.1928